sobota, 28 lutego 2015

31.

Wyprawy małe i duże
Tym razem wycieczkę do Miami, można z pewnością zaliczyć do tych przedsięwzięć z których zawsze będę usatysfakcjonowana i dumna. Co prawda już nie raz leciałam sama samolotem, jednak fakt że to tak długi lot a ja mam jeszcze dziwną przesiadkę w Oslo, wzbudzał we mnie niepokój. Do tego te wszystkie katastrofy lotnicze, które miały miejsce w ciągu roku(chyba zrobiłam się samolotowym tchórzem). 
Dziesięć dni przed wylotem zżerał mnie stres, zżarł tylko dwa kilogramy i trochę paznokci na palcach, więc obyło się bez dużych strat;)
Wyruszyłam do Warszawy na lotnisko Okęcie naszymi wspaniałymi PKP Intercity, w wiosennej kurteczce i butach mało zimowych, z myślą: „przecież lecę do Miami”. W Oslo okazało się, że przed Miami muszę przejść „chrzest temperaturowy” i przeżyć -10 stopni przez dwadzieścia cztery godziny. Z lotniska szybko udałam się do pobliskiego hotelu i na zaśnieżone dachy i drzewa patrzyłam już tylko zza okna. Wszystko poszło zgodnie z planem(przynajmniej w jedną stronę). 
Kolejnego dnia udałam się na lotnisko, wsiadłam w samolot i leciałam i leciałam i leciałam... Lot bardzo się dłużył. Już po 3 godzinach w samolocie miałam ochotę skakać, robić pajacyki, przysiady, cokolwiek, byleby nie siedzieć w miejscu. Myślałam tylko o chwili, kiedy wychodzę na plaże, biorę książkę, słuchawki na uszy, coca-cole, czekoladę i oczywiście spotykam się z Łukaszem.

Miami
Na lotnisku czekał na mnie Łukasz z całą ekipą 49era. Było bardzo późno więc przez chwile przeszliśmy się po okolicy i pojechaliśmy do mieszkania. Rano chłopaki mieli trening więc wybrałam się na wyprawę po wyspie na której mieszkaliśmy. Key Biscayne szczególnie przypadła mi do gustu. Było tam pięknie, bezpiecznie a ludzie byli naprawdę nad wyraz uprzejmi i mili. Brzegiem plaży, przechadzałam się do latarni, która jest jednym z najstarszych budowli w całym Miami. Kraniec wyspy otoczony pięknym parkiem to idealne urokliwe miejsce na piknik czy spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Obserwując tych wszystkich ludzi, okolicę i ocean, czułam się tak błogo i spokojnie. 
Styczeń to jeden z najzimniejszych miesięcy w Miami, a ja czułam się jak w najcieplejsze dni polskiego lata.Pogoda była idealna. Nie wyobrażam sobie jechać tam w lipcu, gdzie średnia temperatura to ok. 40 stopni Celsjusza.



Kolejnego dnia z samego rana wybraliśmy się na wycieczkę za granice Miami. Naszym celem była farma aligatorów położona na dzikich mokradłach w południowej Florydzie. Za jedyne 23$ czekało na nas mnóstwo ciekawych atrakcji. Aligator show, podczas którego można było dotknąć prawdziwego aligatora juniora, ‘rejs’ po prawdziwych bagnach airboat’em (łódka ze śmigłem), karmienie aligatorów i zwiedzanie całej wioski pełnej dzikich zwierząt których w Europie w tak naturalnych warunkach do życia, spotkać nie można. Mega ciekawe miejsce, jeśli ktoś kiedykolwiek będzie na Florydzie konieczne do zobaczenia.





 NBA
Na 23 stycznia zarezerwowaliśmy bilety na mecz a Airlines Arenie, gdzie swoje rozgrywki prowadzi drużyna Miami Heat. Byliśmy podekscytowani atmosferą, która panowała przed i trakcie meczu. MiamiHeat&IndianaPacers rozegrali świetny widowiskowy mecz. Do ostatniej chwili, nie było wiadomo która drużyna wygra mecz. Ostatnie sekundy zdecydowały o wygranej Heatsów. Napięcie było tak duże, że aż zaczęłam się zastanawiać czy to wszystko nie jest ustawione:).
Podczas meczu cały czas wspominałam chwile z meczu w Waszyngtonie gdzie razem z najlepszymi CheereladersFlexSopot mogłyśmy być na parkiecie i kibicować z pomponami drużynie Washington Wizards i Marcinowi Gortatowi. Porównując oba mecze, zdecydowanie wybieram to wydarzenie sprzed roku(z wiadomych względów;p). 
Jeśli chodzi o atrakcje na meczu MiamiHeat to nie było wielkiego wow, którego się spodziewałam. Oprawa artystyczna nie zwaliła z nóg. Teraz się nie dziwie dlaczego zapraszają polskie cheerleaderki do Stanów na mecze NBA. Wrażenie zrobiła na mnie czołówka przedstawiająca zawodników, zachowanie kibiców i ogólna organizacja meczu-tak, to było na najwyższym poziomie.




Komunikacja miejska (tak strasznie źle zorganizowana)
W Miami wszystko jest proste, łatwe i przyjemne, nawet tereny są płaskie(ciekawostką jest że najwyższym naturalnym punktem wzniesienia w Miami jest wysokość trzynastu metrów!). Wszystko jest proste oprócz podróżowania autobusami, trolejbusami i innymi środkami miejskiego transportu. Z uwagi na to, że jakieś 90% mieszkańców posiada samochody i to całkiem dobre, nie potrzebują poruszać się komunikacją miejską. Autobusy kursują bardzo rzadko(jak na nasze polskie standardy) + są bardzo drogie(za jednorazowy przejazd trzeba zapłacić jakieś 8 złotych) + brak rozkładu na przystankach = Lepiej wynająć samochód lub podróżować w większej ekipie taksówkami, bo szkoda nerwów na te cholerstwo. 





Część druga jutro, bo za dużo zdjęć jak na jednego posta:)
  







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz