Tym razem wycieczkę do Miami, można z pewnością zaliczyć do
tych przedsięwzięć z których zawsze będę usatysfakcjonowana i dumna. Co prawda
już nie raz leciałam sama samolotem, jednak fakt że to tak długi lot a ja mam
jeszcze dziwną przesiadkę w Oslo, wzbudzał we mnie niepokój. Do tego te
wszystkie katastrofy lotnicze, które miały miejsce w ciągu roku(chyba zrobiłam
się samolotowym tchórzem).
Dziesięć dni przed wylotem zżerał mnie stres, zżarł
tylko dwa kilogramy i trochę paznokci na palcach, więc obyło się bez dużych strat;)
Wyruszyłam do Warszawy na lotnisko Okęcie naszymi
wspaniałymi PKP Intercity, w wiosennej kurteczce i butach mało zimowych, z
myślą: „przecież lecę do Miami”. W Oslo okazało się, że przed Miami muszę
przejść „chrzest temperaturowy” i przeżyć -10 stopni przez dwadzieścia cztery
godziny. Z lotniska szybko udałam się do pobliskiego hotelu i na zaśnieżone
dachy i drzewa patrzyłam już tylko zza okna. Wszystko poszło zgodnie z
planem(przynajmniej w jedną stronę).
Kolejnego dnia udałam się na lotnisko, wsiadłam
w samolot i leciałam i leciałam i leciałam... Lot bardzo się dłużył. Już po 3
godzinach w samolocie miałam ochotę skakać, robić pajacyki, przysiady,
cokolwiek, byleby nie siedzieć w miejscu. Myślałam tylko o chwili, kiedy
wychodzę na plaże, biorę książkę, słuchawki na uszy, coca-cole, czekoladę i
oczywiście spotykam się z Łukaszem.
Miami
Na lotnisku czekał na mnie Łukasz z całą ekipą 49era. Było
bardzo późno więc przez chwile przeszliśmy się po okolicy i pojechaliśmy do
mieszkania. Rano chłopaki mieli trening więc wybrałam się na wyprawę po wyspie
na której mieszkaliśmy. Key Biscayne szczególnie przypadła mi do gustu. Było
tam pięknie, bezpiecznie a ludzie byli naprawdę nad wyraz uprzejmi i mili.
Brzegiem plaży, przechadzałam się do latarni, która jest jednym z najstarszych
budowli w całym Miami. Kraniec wyspy otoczony pięknym parkiem to idealne
urokliwe miejsce na piknik czy spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Obserwując
tych wszystkich ludzi, okolicę i ocean, czułam się tak błogo i spokojnie.
Styczeń to jeden z najzimniejszych miesięcy w Miami, a ja
czułam się jak w najcieplejsze dni polskiego lata.Pogoda była idealna. Nie
wyobrażam sobie jechać tam w lipcu, gdzie średnia temperatura to ok. 40 stopni Celsjusza.
Kolejnego dnia z samego rana wybraliśmy się na wycieczkę za
granice Miami. Naszym celem była farma aligatorów położona na dzikich mokradłach
w południowej Florydzie. Za jedyne 23$ czekało na nas mnóstwo ciekawych atrakcji.
Aligator show, podczas którego można było dotknąć prawdziwego aligatora
juniora, ‘rejs’ po prawdziwych bagnach airboat’em (łódka ze śmigłem), karmienie
aligatorów i zwiedzanie całej wioski pełnej dzikich zwierząt których w Europie w
tak naturalnych warunkach do życia, spotkać nie można. Mega ciekawe miejsce,
jeśli ktoś kiedykolwiek będzie na Florydzie konieczne do zobaczenia.
NBA
Na 23 stycznia zarezerwowaliśmy bilety na mecz a Airlines
Arenie, gdzie swoje rozgrywki prowadzi drużyna Miami Heat. Byliśmy
podekscytowani atmosferą, która panowała przed i trakcie meczu.
MiamiHeat&IndianaPacers rozegrali świetny widowiskowy mecz. Do ostatniej
chwili, nie było wiadomo która drużyna wygra mecz. Ostatnie sekundy zdecydowały
o wygranej Heatsów. Napięcie było tak duże, że aż zaczęłam się zastanawiać czy to wszystko nie jest ustawione:).
Podczas meczu cały czas
wspominałam chwile z meczu w Waszyngtonie gdzie razem z najlepszymi CheereladersFlexSopot mogłyśmy być na
parkiecie i kibicować z pomponami drużynie Washington Wizards i Marcinowi
Gortatowi. Porównując oba mecze, zdecydowanie wybieram to wydarzenie sprzed roku(z wiadomych względów;p).
Jeśli chodzi o atrakcje na meczu MiamiHeat to nie było wielkiego wow, którego się spodziewałam. Oprawa artystyczna nie zwaliła z nóg. Teraz się nie dziwie
dlaczego zapraszają polskie cheerleaderki do Stanów na mecze NBA. Wrażenie zrobiła na mnie czołówka
przedstawiająca zawodników, zachowanie kibiców i ogólna organizacja meczu-tak, to było na
najwyższym poziomie.
Komunikacja miejska (tak strasznie źle zorganizowana)
W Miami wszystko jest proste, łatwe i przyjemne, nawet tereny są płaskie(ciekawostką jest że najwyższym naturalnym punktem wzniesienia w Miami jest wysokość trzynastu metrów!). Wszystko jest proste oprócz podróżowania autobusami, trolejbusami i innymi środkami miejskiego transportu. Z uwagi na to, że jakieś 90% mieszkańców posiada samochody i to całkiem dobre, nie potrzebują poruszać się komunikacją miejską. Autobusy kursują bardzo rzadko(jak na nasze polskie standardy) + są bardzo drogie(za jednorazowy przejazd trzeba zapłacić jakieś 8 złotych) + brak rozkładu na przystankach = Lepiej wynająć samochód lub podróżować w większej ekipie taksówkami, bo szkoda nerwów na te cholerstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz