wtorek, 28 października 2014

30.

Po długiej, może nawet bardzo długiej przerwie, wracam do mojego publicznego pamiętnika;)

W lipcu obroniłam swoją pracę licencjacką, którą napisałam w zastraszająco szybkim tempie. Jak wszyscy moi bliscy wiedzą, robienie ważnych i mniej ważnych rzeczy na ostatnią chwilę jest moją specjalnością. Po tak intensywnym tygodniu, wyszłam z tego obronną ręką tzn. piątką;)
Wakacje minęły bardzo szybko. Radości tyle, że można by obdarować wielu ludzi, a ja musiałam całą przyjąć na własne barki. Oczywiście najbardziej cieszyłam się i nie mogłam doczekać sierpniowej pielgrzymki na Jasną Górę. Piąty raz wraz z mamą ruszyłyśmy na szlak. Jak zwykle był to piękny czas. W tamtym roku pisałam o tej wyjątkowej wędrówce. Nic się nie zmieniło, więc jak ktoś jest ciekaw jakie uczucia towarzyszą w trakcie dziewięciu dni pielgrzymowania, zapraszam kilka postów niżej.

Wakacyjna Hiszpania w dużym skrócie.

Do Santander wybrałam się w wrześniu. Lot z przesiadką w Brukseli z dwudziestoczterogodzinnym oczekiwaniem bardzo mnie cieszył, ponieważ stwierdziłam, że powłóczę się sama po stolicy Europy i pozwiedzam. Rzeczywiście było to fajne przeżycie, bo jeszcze nigdy sama nie kręciłam się po tak dużym i obcym mieście. Cały mój plan zwiedzania prawie by się udał, gdyby nie dwujęzyczność w nazwach ulic, stacji metra czy zabytków. Niderlandzki i francuski są niezwykle odmienne. Czasami nie mogłam się odnaleźć w terenie i na mapie, na szczęście wybrnęłam z tego cało(jak zwykle).
Miasto nie zrobiło na mnie wrażenia. Wyczuwałam ogólną nudę i zmęczenie ludzi ich własnym życiem. Mimo tego, że Belgowie tak samo jak ja kochają wszystko co związane z czekoladą, nie planuje kolejnego wypadu do tego miasta. Oczywiście główne atrakcje jak Atomium, Grand Palace czy Parlament Europejski były zajmujące, ale bez ogólnego szału. Nie mogłam doczekać się głównego celu mojej podróży. Po ciężkiej, zimnej i w połowie przespanej nocy na lotnisku w Brukseli, wyleciałam do mojego faworyta względem innych państw w Europie.



Piękna, urokliwa, klimatyczna Hiszpania kojarzy się zazwyczaj z Barceloną, Madrytem lub wyspami którymi jest otoczona. Północna część tego kraju była niezwykle miłą niespodzianką. Są to tak wspaniałe tereny, że mogłabym zamieszkać tam na stałe.
Już w samolocie widziałam wielkie klify i skały o które obijały się fale. Pomiędzy nimi małe piaszczyste wgłębienia i mnóstwo plażowiczów wygrzewających się na słońcu. Wprost nie mogłam się doczekać gdy wysiądę i wezmę haust ciepłego hiszpańskiego powietrza.

Widok z naszego mieszkania umilał nam posiłki w ciągu dnia i sprzyjał dobremu rozplanowaniu dnia. Od razu po moim przylocie zaczęliśmy zwiedzać i lepiej poznawać okolicę.


Plaża, muzyka, książka, gorące słońce i chłodzące morze, relaksowały mnie do granic możliwości. Cantabria nie jest typowym regionem turystycznym dlatego też, wspaniale było nasłuchiwać rodzimego hiszpańskiego języka i uczyć się najciekawszych słów.
Pogoda rozpieszczała surferów. Patrząc na ich zabawę z falami pozazdrościliśmy i sami postanowiliśmy spróbować swoich sił. Zawsze o tym marzyłam, ale nie spodziewałam się że jest to aż tak trudne i niebezpieczne. Efekty w postaci wielkiego siniaka, trzymały się ponad miesiąc.
Tak czy inaczej na pewno jeszcze nie raz spróbuje zmierzyć się z tym sportem;)





Samochód w celu poznawania najciekawszych miejsc był bardzo przydatny. Szczególnie wtedy, gdy postanowiliśmy pojechać do Bilbao. Znajduje się tam jedno z czterech najnowocześniejszych muzeów na świecie. Muzeum Guggenheima-intrygujące miejsce, nie jest to typowa galeria która niekiedy zanudza swoimi wystawami. To nowoczesne formy przedstawiania sztuki, które przyciągają uwagę najwybredniejszych widzów.










Podsumowując. Uśmiech sam klei mi się do twarzy gdy wspominam wszystkie wydarzenia, które działy się ponad miesiąc temu. Cudowny wyjazd pełny dobrej zabawy, wybornej ekipy, nowych doświadczeń i upragnionego aktywnego lenistwa. Oby więcej takich dni, chociażby w Polsce;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz